This was fun. I am glad that I took the recommendation of the staff member of the bookstore I bought this at. I told Her I wanted something light and entertaining and was fine with space opera. And this what she recommended. I think for me the best parts came near the end, because it addressed something that would have bothered me if the author hadn't. I also liked the codas as well it helped to truly wrap things up for me. Grupa rekrutów rozpoczyna służbę na na pokładzie okrętu flagowego Unii Galaktycznej. Podporucznik Andrew Dhal jako nowy członek zespołu naukowego ma odkrywać ostateczne granice kosmosu. Jednak najpierw zapoznaje się z krwawą statystyką – każda misja (nie ważne jak pokojowa), kończy się śmiercią szeregowych i podoficerów. Oficerowie, jakimś cudem, wychodzą bez szwanku. Więc, jak się można domyślać, wszyscy posiadający instynkt samozachowawczy na widok dowódców zwiadu kryją się po kątach, żeby tylko nie stać się kolejną bezimienną ofiarą. Andrew nie zamierza ginąć, ale też nie zamierza brać przykładu z kolegów i chować się w magazynie za każdym razem, kiedy zbliża się kapitan. Znajduje trzecie wyjście; zebrać przyjaciół i rozwiązać tajemnice „Nieustraszonego”.Pierwsza część książki to pastisz seriali SF z lat ’90. Z jednej strony autor świetnie oddał klimat telewizyjnych produkcji; jest tu trochę fantastyki, trochę fajnych pomysłów, (spora) szczypta kiczu, rozwiązania deus ex machina, postacie ginące bez większego sensu. Bohaterowie, którzy nie reprezentują sobą za dużo i fantastyczne stwory zmniejszające liczbę załogi.Z drugiej, cóż…. jest to tylko pastisz trzymający się konwencji – bohaterowie są papierowi, fabuła szczątkowa, logika poszła podciąć sobie żyły a science w tym science fiction jest jak na lekarstwo. Owszem, jest zwrot akcji, ale jest on ekologicznie słuszny (przetwarzany już wielokrotnie). Do tego autor dosyć szybko odkrywa karty i jeszcze podaje tytuły filmów i książek, z których czerpał „inspiracje”.Na okładce i jej (obu) skrzydełkach wspomina się o humorze. Cóż jest to całkiem udany pastisz, więc humor jest, jeśli kogoś bawi taka forma. Jednak jeśli chodzi o dialogi, sytuacje czy bohaterów to zwartość vis comica jest… średnia.Druga część książki to trzy epilogi pisane z perspektywy różnych postaci. Tu już jest mniej pastiszu, autor próbuje dodać szczyptę filozofii i psychologi do swojego pomysłu co niezbyt pasuje do reszty książki i sprawia wrażenie bardziej eksperymentu literackiego prowadzonego na siłę niż spójnej fabuły.Trzeba przyznać, że Czerwone koszule czytało się lekko, łatwo i przyjemnie. Świetnie sprawdziły się jako książka do pociągu, co nie zmienia faktu, że nie są ani oryginalne, ani zbytnio zabawne. Pod tym względem choćby Pierwszy grób po prawej sprawdził się lepiej, chociaż przyznaje, że nie oglądałam serialowego Star Treka, więc może nie wszystkie odniesienia udało mi się wyłapać a żarty niskich lotów o seksie zawsze bawiły mnie średnio. Przez większość lektury miałam wrażenie, że czytam fanfiction, albo opis specjalnego odcinka jakiegoś serialu, który nigdy nie został wyprodukowany, bo producentom szkoda było pieniędzy.Koszule zostały uhonorowane Hugo w 2013 roku i pewnie komuś mogą się spodobać, ale jest dużo lepszych książek zarówno w kategorii SF jak i zabijacz czasu do pociągu.
What do You think about Red Shirts (2012)?
('Stranger then Fiction' + 'Star Trek') * several levels of meta. Love me some Scalzi!
—adriano
Loved this hilariously awesome book & all its metaness!
—sneja
Very funny for Star Trek fans and touching.
—nessie